foto. NO CHINA, Wenecja, czerwiec 2014 |
Mnie wyjazd do Włoch dał sporo do myślenia.
Ostatnio obejrzałam do śniadania fragment jakiegoś przyrodniczo-kulturoznawczego filmu na temat Wenecji. Tam również miałam okazję być.
Kobieta, która była przewodnikiem w tym programie mówiła zwłaszcza o codzienności Wenecjan.
Gdyby nie ich wielkie bogactwo i cierpliwość do ciągłych renowacji swoich domów (ehkm, wielkich pałaców), miasto przestałoby istnieć przez wyniszczającą wodę. Wodę, od której nie mają jak uciec.
Drugą sytuacją, którą opisała przewodniczka jest ciągły napływ chińskich produktów, wypierający wyroby tubylców. Co jest rzeczą bardzo rzucającą się w oczy! Szczerze nastawiłam się, że nie będzie mnie stać, aby kupić jakąś wyjątkową pamiątkę...A tu proszę: niedrogo, dość ładnie i z Wenecji, choć wyprodukowane w Chinach.
Nie mam wpływu na niektóre rzeczy w moim życiu i permanentnie prowadzę tam remont by móc żyć na maxa
i cieszyć się bogactwem tego życia.
A co do chińskiej tandety - przecież mam wybór. Albo kupuję dość ładnego i taniego, ale potem głupio mówić, że to prawdziwa wenecka robota skoro napis MADE IN CHINA aż razi po oczach, albo inwestuję w rękodzieło i wiem, że jest to warte tej ceny bo za piękne rzeczy w życiu warto "dużo zapłacić" (czasem płaci się trudem, pracą, czasem itd.).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz