I jak tu pisać o sile nawyku, o sprzątaniu, o sofie komfortu, jak nawet nie mam chwili (bo natchnienie każdego zmęczonego wieczoru jest!), by usiąść i wiarygodnie samej posprzątać.
I tak oto na myśl przyszło morze. [bo wszyscy jadą nad morze jakoś]
Coś nie do ogarnięcia ze swej natury.
Coś nieuporządkowanego.
Piękne. Zamyślone. Zmienne.
I tak bardzo podobne do zbieganej mnie bo codziennie inne ale nadal szumiące. Z przypływami, odpływami, zachodami, wschodami... Brzmi znajomo??? Życie? Praca? Miłość? Przyjaźń? Studia? Szafa? Facebook?
Koniec zatem z zatrzymywaniem się nad nieposprzątaną sofą.
Przeniosę ją nad morze.
Bo morze...może czasem lepiej pójść dalej i nie sprzątać.
Zostawić plażę z jej piaskiem - pięknymi zamkami i muszelkami wyrzuconymi na brzeg.
Zmoczyć nogi.
Zapomnieć. Odpamiętać.
W bałaganie odszukać to, co najważniejsze dla mnie.
Przetrwać sztorm.
A potem posprzątam - jak już będę czuć, że jestem gotowa! Nic na siłę.
Adriatyk udało się odwiedzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz