Kto wierzy, że spełnianie marzeń jest w życiu ważne?
A kto zrobił dziś coś, by któreś z tych marzeń przybliżyć spełnieniu?
I w tym rzecz!
Marzenia same w sobie nic nie dają.
Można siedzieć sobie (leżeć, chodzić, skakać,biegać ba! nawet fruwać) i marzyć. Bo kto tak nie robi(robicie tak, prawda?)?
Po powrocie z krótkiego pobytu we Francji przeniosłam się w świat marzeń i podróży. Wymyśliłam sobie, że skoro nie mam fizycznie możliwości, by polecieć na przykład do Peru [bo daleko, bo drogo, bo studia bo to Ameryka Południowa, bo hiszpański] to mogę myślami się tam przenieść. Nic prostszego! Wpisujesz w Google (znowu te Google, wyjdzie jeszcze, że się uzależniłam, tsss) 'Peru' albo 'blog podróżnicy Peru' i masz multum informacji, zdjęć, opisów itd itp. I nie ma w tym nic złego, po za jednym aspektem, który niedawno sobie uświadomiłam. Kiedy spełniłam marzenie na miarę swoich możliwości (poszłam na łatwiznę, drodzy Państwo!) to okazało się, że już nie myślę z takim utęsknieniem o wycieczce do Peru bo przecież tam byłam. Byłam?
Nawiązując do lekcji 1.
Same marzenia nie wystarczą.
Udawanie, że się je spełniło nie wystarczy.
Spychanie je 'na potem' oddala od ich realizacji.
A realizacja ich na raz może okazać się zbyt trudna.
Czyli lekcja 2. Myślę/wymyślam/kombinuję/tworzę/szukam i robię.
Uparcie, codziennie, po trochu to, co pojawiło się w głowie wcielam w życie.
Bo samodyscyplina i nawyk to działanie, a nie stan.
Na pobudzenie (i dodanie wiatru skrzydłom) działania muzyczna przekąska!
Powiew wiatru według Scorpions'ów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz